1/27/14

around 6000



"few" words from Paweł orginally posted here

Przepraszamy, ja Was przepraszam, żeście musieli tak długo czekać na wieści od nas. Parę dni minęło...pogoda była taka, ze nie było pogody, więc i tym samym prądu ..wszystkie laptopy padły, zatem dopiero teraz się odzywamy...
By rozwiać wszelkie wątpliwości to nikt więcej z ekipy nie wybiera się do domu. "Irlandia" pojechała, ale na polu walki zostały, jakże silne, wysokogórskie, prężnie działające na tym polu miasta:Częstochowa (Tomek i Jacek) oraz Białystok (Paweł i Michał). W związku z powrotem "Zielonej Wyspy" wyprawa wcale się "nie rozłożyła", ponieważ powroty chłopaków były planowane. Pomogli oni zaopatrzyć wszystkie obozy i depozyt do 5800 m n.p.m. w blisko 100 kilo sprzętu i prowiantu(!). To kawał dobrej roboty. Warto wspomnieć, ze większość poręczówek do depozytu założył, nie kto inny, a właśnie Marek. Jeszcze raz DZIEKUJEMY CI MARKU, ze mimo wszystko pojechałeś!
Dziku! Tobie również bardzo dziękujemy:) Szczególnie za koleżeńską atmosferę, którą wprowadzałeś no i PACZKĘ od Ciebie z ASTORE (proszek do prania, pepsi, mountain dew, jabłka, pomarańcze, słodycze!... .masakra jakie rarytasy!)
Czapa w c1a
Czapa w c1a
Dziękujęmy wszystkim za wsparcie dla nas. Trzymanie kciuków i te wszystkie miłe słowa.
Droga jest naprawdę prosta, tylko, że długa, a moim zdaniem ekipa mocna, zdeterminowana, a także warunki nie są najgorsze...choć ostatnie opady śniegu mogą przysporzyć małe problemy... Liczymy jednak na hardcorowy jetstream, który wszystko wywieje.

OGLOSZENIA Z LATTABO:

LINY i PORĘCZOWANIE: Małe sprostowanie...
Na chwile obecna. MY POLACY:) położyliśmy LINY:
- 200 metrów do "Garba" (formacja w połowie drogi do C1),
- 300 metrów do C1,
- 200 metrów do C1A,
- 500 metrów do depozytu. Tutaj zostawiliśmy jeszcze 500 metrów na kolejne odcinki w wyższych partiach.
- 200 metrów przez TURNIE WIELICKIEGO w "PIONIE",
- i 300 metrów na grani dokładnie do C2 (tego prawdziwego, gdzie Marek i Tomek przed rokiem mieli norę) na wysokości 6100 m n.p.m.
Do wysokości depozytu - wszystkie liny wniesione przez nas. Wyjątkiem jest 200 metrów 5 mm liny na bębnie, którą Szymon zostawił właśnie w depozycie.
Dziku
Dziku

Szymon z Davidem:
Lina 5 mm, chyba okazała się trochę za słaba na trawers kuluaru więc Szymon z Dawidem wzięli z naszego depozytu liny o większej średnicy i zaporęczowali 200 metrów trawersu przez kuluar i potem jeszcze 100 metrów "w pionie" w stronę Turni.. wszystko dokładnie w relacji z dnia 15 stycznia. Jak z ich poręczowaniem do 6400 m n.p.m.? dowiemy się jak zobaczymy...:)
Simone w odwiedzinach w C1A
Simone w odwiedzinach w C1A

SPRZĘT:

Wyniesione w górę:
20 śrub lodowych - póki co użyte 5
8 szabli - 6 użytych
3 deadmany - 0 użytych
20 taśm, 10 ekspresów - większość użyte.

NASZE LINY (nazewnictwo własne)
- biała 8 mm: 100m (do Garba); 200m (do C1); 200m (do depozytu); 100m (kuluar); 100m (Turnia), 100m (na grani)
- szara 7 mm: 100m (do Garba); 100m (do C1); 100m (do depozytu); 100m (kuluar)
- zielonka 6 mm: 100m (do C1a); 100m (do C1a); 100m (do depozytu); 100m (do depozytu) 200m (leży w depozycie)
- kevlar 5 mm: 50m (leży w depozycie)
- fioletowa 10,5 mm - 80m (pójdzie dodatkowo na Turnie, obecnie w depozycie)
Razem naszych -1800 metrów (Tyle kupione. Wychodzi z obliczeń 1730, ale liny są cięte po 103-108 metrów).
SZYMONA:
- dyneema 6 mm: 100 m(do depozytu); 85m (przed Turnia); 100m (przed Turnia); 100m (na grani)
- "sznurek do prania": 100m (leży w depozycie) [te liny - 385 metrów Czapa dostał/wziął 3 stycznia, gdy szedł do góry:)]
- niebieska 5 mm: 200m (na grani do C3)
Łącznie Szymka: 685m

WSZYSTKICH RAZEM: 2485 metrów  (1800 + 685 ).
Może być mało jak okaże się, że po stronie Diamiru zamiast śniegu jest lód. Tak jak w przypadku odcinka od Turni do Grani Mazeno. Twardy szaro-szklisty lód!
Ostatnie poreczowki na 6100
Ostatnie poreczowki na 6100

STRATEGIA

PUNK STYLE:) Mieliśmy osiągnąć C3, chcieliśmy dojść nawet do 7000 m n.p.m. Dlaczego zrezygnowaliśmy? Dalej w relacji z dnia 18 stycznia...
W tym wyjściu Tomek chce dojść sam do C2. Następnie wychodzę ja z Michałem. Czy Michał pójdzie wyżej, do C3 się okaże. Sam oceni swoje siły, zdrowie i możliwości? Jeżeli postanowi przestać, to w zależności od wcześniej wspomnianych czynników albo zejdzie do bazy, albo będzie pracował na odcinku depozyt - C2, by zaopatrzyć C2 we wszystko co znajduje się w depozycie.
Bardzo dobrze współpracowało mi się z Szefem Naczelnym Sir Doktorem Czapkinsem, więc od C2 będziemy działać już razem. Na końcu będzie wychodził Jacek.
Przypominam...to bardziej wizja jak strategia, więc nie brać tego za pewniak, czy plan minimum...
Dziku ponize j abc
Dziku ponizej abc

POGODA

Zaczęło się... opady śniegu. już trzeci dzień z rzędu sypie.
Jak mocno sypie, niech świadczy fakt, ze dopiero trzeci raz mamy śnieg w bazie. Wcześniej wokoło było szaro i zielono. Teraz biało! opad tak obfity, że będzie już z 15 centów śniegu. Pojutrze kolejne 7 centów ma przybyć! Nanga od podstawy cała biała.
Jest tak jak pisałem wcześniej. Z końcem stycznia będą coraz częstsze i większe śniegi. Gdyby nie udało się w tym roku, to spostrzeżenie jest takie, ze NANGE trzeba zdobyć do 20 stycznia, by zdążyć przed śnieżycami. Dodatkowo wtedy są przynajmniej 3 czy 4 "SUMMIT DAY", czyli piękne, słoneczne i praktycznie bezwietrzne (do 20-30 km/h) dni.
Wspolpraca z Szymkiem.
Jedno zdanie - działamy wszyscy razem. Relacja z 20 i 21 stycznia...
Michał w drodze do c2
Michał w drodze do c2

W kuchni :)
W kuchni :)
Nasz domek BC w Lattabo
Nasz domek BC w Lattabo

RELACJA:

13 stycznia 2014, poniedziałek, XLVI(46) dzień wyprawy
Czapa dalej się nie odezwał. Miał powiedzieć co wziąć z bazy.
No nic - pakujemy co popadnie... Przede wszystkim kartusze, ostatnie szable śnieżne, i resztę śrub lodowych. Wychodzimy z Michałem do PUSZKOWNI (4530 m n.p.m.). W drodze do ABC (4100 m n.p.m.) towarzyszy nam Dziku, który jutro schodzi w doliny, a chciałby z nami jeszcze trochę pobyć (miło!). Tutaj znajdujemy radio Tomka. Zapewne zostawił, bo baterie słabe, a w depozycie (5800 m n.p.m.) leży zapasowe radio Marka. No nic... za bardzo nas to nie zdziwiło:) Do plecaków upychamy tyle lin, ile jesteśmy w stanie udźwignąć. Zostaje jedna, ostatnia dla Jacka.
Tego samego dnia, parę godzin przed nami wyszedł też Szymek i Dawid, tylko ich plan zakłada dojście od razu do C1. Ucieszyła nas ta informacja, bo może akurat spotkają Tomka. Tak też się stało. Będąc na Garbie (4530 m n.p.m.) widzą jak wspina się w kuluarze do C1A (5500 m n.p.m.). Cały czas jesteśmy w kontakcie z ekipa TNF-a. My jesteśmy na kanale pierwszym, oni na drugim. Gdy my coś chcemy od Szymka, to przechodzimy na jego częstotliwość i odwrotnie. Radio ma każdy bez wyjątku [no chyba, że taki Pan Doktor zatęskni za Markiem i chce pobyć sam] - nawet nasi kucharze, plus dodatkowe "stacjonarne" w bazie, które odbiera na dwóch częstotliwościach jednocześnie.
P.S. Dzisiaj Czapy urodziny. Niesiemy w prezencie Marsy, Ciapaty, Salami i lemonki - to co w górach zawsze smakuje, oraz w ramach ciasta specjalnie przygotowane przez kolegę Marcina (Marcin dzięki wielkie!) przed wyprawą naturalne batoniki energetyczne, a że nasz Nowy Kierownik to niejadek to zapewne się ucieszy.
Paszka w drodze do c1
Paszka w drodze do c1
Dziku w drodze pożegnalnej do abc
Dziku w drodze pożegnalnej do abc

14 stycznia 2014, wtorek, XLVII(47) dzień wyprawy
Ruch wahadłowy działa. Dziś Jacek wychodzi z bazy do Puszkowni (4530 m n.p.m.). Ja z Michałem, zgodnie z planem omijamy C1 (5100 m n.p.m.) i idziemy bezpośrednio do C1A (5500 m n.p.m.). W trakcie naszej wspinaczki na radiu odzywa się Czapa, właśnie z C1A. Co za ulga! Dostał radio od Dawida, który razem z Szymonem zrobił wyjście aklimatyzacyjne na lekko do naszego depozytu (5800 m n.p.m.) i powrót do C1 (5100 m n.p.m.)
W C1A (5500 m n.p.m.) Tomcio Kierownik czeka już z ciepłą herbata. Dzisiaj będzie super niewygodna, ale za to mega ciepła noc. Mamy jeden namiot a jest nas trojka. Michała zaczyna coraz bardziej męczyć suchy kaszel.
Obóz 1Obóz 1
15 stycznia 2014, środa, XLVIII(48) dzień wyprawy
Michał całą noc kaszlał. Wstajemy dość wcześnie, ale nie spieszymy się z wyjściem. Czekamy, chcemy zobaczyć co zrobi Szymon. Dzisiaj ponownie ekipa TNF-a idzie do depozytu i wyżej. Bez zakładania biwaku, tylko z planowanym powrotem do C1 lub nawet bazy.
Nie spieszymy się, bo robimy "sondowanie tematu":)
Chodzi o to, że na depozycie kończą się liny... dokładnie 1300 metrów lin założonych przez nas:). Tutaj czeka jeszcze 500 metrów lin. Żeby iść dalej... trzeba poręczować...Teren jest taki, że nie ma możliwości pójścia dalej, bezpiecznie. No po prostu trzeba założyć poręczówki.
O 9 rano, gdy jeszcze jemy śniadanie (Czapa, Michał i Ja - Paweł), przychodzi Szymon z Dawidem. Oczywiście częstujemy herbatą, krótka pogawędka i lecą dalej. Mówimy tylko, że jak chcą to mogą wziąć nasze liny z depozytu, a po drodze (w połowie drogi C1A - depozyt) zgarnąć dwie setki, które znajdują się przy Jacka plecaku zostawionego 1,5 tygodnia wcześniej. Tak też zrobili:)
Pierwszy wychodzi Czapa - zabiera tylko śpiwór, karrimate i liny. Idzie na lekko, by pomoc poręczować. Nasza dwójka ma za zadanie zabrać tyle, ile się da, czyli całej reszty. Gas i liny to podstawa dalszej wspinaczki - zabieramy wszystko.
W depozycie, ponownie spotykamy Simone i Dawida jak zabezpieczają swój depozyt. Zostawiają też 200 metrów 5 mm liny na bębnie:). Akurat skończyli poręczować. Zrobili 200 metrowy trawers przez kuluar i 100 metrów pod górkę w stronę Turni.
Gdy ja się jeszcze pakuje, Michał z polowy trawersu krzyczy, że boli go prawe płuco. Kaszle jak jakiś gruźlik. Jest to na szczęście suchy kaszel.
Zapada decyzja, że zawraca... zejdzie do C1, do Jacka, który właśnie zameldował przed radio, że doszedł do namiotów. Oddaje mi tylko wszystkie liny, a cały swój bagaż zostawia w depozycie. On w dół, ja do góry.
Czapa nie czekając na nas przetestował świeżo założone liny i zaczął ciągnąć kolejne 100 metrów - już pod samą Turnię. W związku z późną porą decyzje o poręczowaniu samej Turni Wielickiego odkładamy na jutro. Kierownik w trakcie rozkładania liny przez radio mówi, że mam znaleźć miejsce i zrobić platformę, a na koniec rozbić namiot. No cóż. Na grani prowadzącej pod Turnie miejsc na nocleg jak na lekarstwo, ale przy którejś tam próbie udaje się zrobić dokładnie platformę takiej wielkości jaką mamy namiot. Taki smark skalny, z lewej paręset metrów w dół, z drugiej tylko parę metrów więcej:)
Paszka w drodze do c1a
Paszka w drodze do c1a
16 stycznia 2014, czwartek, XLIX(49) dzień wyprawy
Po pobudce zastanawiamy się czy schodzić po kombinezony. Teoretycznie jest dość ciepło, ale po pokonaniu turni, na grani może wiać. Tomek postanawia zejść do depozytu po dwa komplety. Ja w tym czasie przygotowuje wszystko: tzn. składam i zabezpieczam namiot. Zamiast niego weźmiemy 2 łopaty, bo w C2 i C3 zamierzamy kopać jamy śnieżne.
Bierzemy 400 metrów liny i lecimy poręczować Turnie Wielickiego.
Ja asekuruję, Tomek łoi. Siedzę w bezpiecznym miejscu, co kilka minut wypuszczam parę metrów liny. W międzyczasie z komina Turni lata całkiem niezły sprzęt AGD. Od tosterów, przez opiekacze po mikrofalówki. Mam tu na myśli oczywiście pokaźnych wielkości kamienie. Latało tego tyle, jakby Tomek tą ścianę wyburzał a nie łoił. Normalnie ROLLING STONSI :) Po 2 godzinach dostaje informację, że cała ściana zabezpieczona i żebym po drodze zebrał wszystkie przeloty (taśmy i ekspresy).
Nawet z liną pokonanie kuluaru mało przyjemne - często tak wąski, że noga potrafi się zaklinować między kamieniami. Ciężki plecak niczego nie ułatwia. Mimo wszystko poziom trudności, już z liną nie przewyższa wspinaczki na Chan Tengri w Tien Shanie w najtrudniejszym miejscu przed śnieżnym kuluarem.
Na grani cały czas Tomek. Strach ruszyć się gdziekolwiek bez asekuracji drugiego. Mega zaskoczenie, bo wszystko oblodzone! Przed rokiem do C2 prowadził, piękny, skrzypiący śnieg, a tutaj twardy szaro-szklisty lód.
Do prawdziwego C2 zostało około 400-500 metrów w linii prostej. Bardziej w poziomie, aniżeli w pionie. Jednak tuż obok nas znajduje się wejście do ogromnej pieczary skalno-lodowej. Prawdziwe M-5 i jeszcze 4 metry w świetle (wysokość od "stropu" do "stropu"). Zastanawiamy się po co cisnąć wyżej, a potem urabiać się przy kopaniu jamy, jak tutaj, 100 metrów niżej nora gotowa. Zostajemy, szczęśliwi jak małe dzieci. Jacek dotarł do C1A, Michał zameldował się, że bezpiecznie dotarł do Lattabo. Choróbsko rozłożyło go kompletnie. Apteczka mamy porządną, więc od razu antybiotyk.
Wejście do obozu 2
Wejście do obozu 2
17 stycznia 2014, piątek, L(50) dzień wyprawy
Cóż za noc? Żadnego spadającego szronu ze ścianek namiotu. Stała, lecz niższa niż w namiocie temperatura. Zero wiatru i łopotania tropiku. Równa platforma ze żwirku. Załatwienie pierwszej potrzeby w końcu przestało być sportem wyczynowym. Prawie jak w domu ;p

Po równie wspaniałym śniadaniu (dużo miejsca na gotowanie) wychodzimy z całym sprzętem biwakowym. Cel? Zaporęczować odcinek do "prawdziwego" C2, gdzie rok wcześniej Tomek z Markiem mieli jamę śnieżną. Potem, jeżeli będzie bezpiecznie spróbować założyć C3. Zostało nam tylko 300 metrów liny. 100 metrów doniesie jeszcze Jacek. W depozycie leży prawie 500, ale nie ma komu przynieść. Wcześniej niósł Michał, ale choroba zmusiła do odwrotu.
Tomek ponad obozem 2
Tomek ponad obozem 2
Zaraz po wyjściu z jamy, długo nie trzeba było czekać, by nogi zrobiły się gumowe. Wszystko wylodzone! Po prawej 2,5 kilometrowa lufa w dół - prosto do LATTABO. Po lewej podobnie - tylko że w stronę grani MAZENO. Ani ja, ani Tomek nie mieliśmy "flight suita", żaden też z nas nigdy wcześniej nie uprawiał base jumpingu, więc asekuracja była bez żadnych zbędnych luzów na linie. Ostra spinka, pełny orient. Dodatkowo na czworaka.
Najgorsza było pierwsze 100 metrów. Nie wzięliśmy żadnych śrub lodowych(!). Zostały pod Turnia, w ramach oszczędności wagi. Mieliśmy tylko szable śnieżne. Żaden z nas nie spodziewał się takich warunków. Nawet nie pamiętam jak długo zajęło położenie pierwszej liny, ale puls mieliśmy, nieźle podwyższony. Ja byłem wpięty w trzech stanowiskach, więc mi w głowie siedziało tylko, czy wytrzymają ewentualne szarpnięcie spowodowane poślizgnięciem Tomka. Naprawdę lód tak twardy, że raki G14 Grivela ledwo dawały radę. Istny beton!
Potem było już tylko lepiej, bo na końcu naszej liny, za lekkim wzniesieniem okazało się, że z lodu wystają szable śnieżne lub inne stanowiska do założenia przelotów. Co 40 metrów! Coś czuwa na nami! Najpierw pieczara, potem to...
Gdy Czapa skończył, przywiązuje linę do stanowiska i jumaruję do niego. Robimy kolejne stanowisko. Siadam, wpinam się. Wyciągamy bębenek Szymona. Zostało 200 metrów 5 mm liny. O zgrozo jakie te 5 mm cienkie! No nic... pradawne, starosłowiańskie powiedzenie mówi, że jak się nie ma na czym łoić to się łoi czym się ma :)
Tradycyjnie. Ja asekuruję. Doktor kładzie linę. Po 100 metrach dostaje komunikat, że zaczął się łatwy, śnieżny, "spacerowy" teren. Gdy doszedł do jego końca (szczelina i kolejny lód) postanowił wybrać cały luz na linie. Ponownie przywiązałem koniec do stanowiska i poleciałem po świeżej poręczy. Po dojściu do początku łatwego trawersu grani odcinam linę i jej koniec zaczepiam do uprzęży. Pójdę na lotnej, Czapa będzie wybierał,. Postanawiamy nie zostawiać żadnego sznurka na tym odcinku, w końcu nie mamy więcej ze sobą. Przed nami znowu lodowe podejście do C2 sprzed roku na 6100 m .n.p.m.. Liny akurat starczyło. Przez coraz większą śnieżyce rezygnujemy z kopania nory i schodzimy do naszego M-4 kilkadziesiąt metrów niżej. W pieczarze czeka już Jacek.
Tomek ponad obozem 2
Tomek ponad obozem 2
18 stycznia 2014, sobota, LI(51) dzień wyprawy
Wstajemy rano i myślimy co robić? Jest super pogoda. Przez kolejne dwa dni ma być lampa. Mamy 100 metrów liny doniesionej przez Jacka. Powstał dylemat, bo mimo siódmej nocy w górze Tomka i piątej mojej - JEST MOC! MEGA CIĄG no i mamy tą linę. Tylko rozgorzała dyskusja, żeśmy znowu wynieśli wszystkie liny, kolejne ich kilkaset metrów położyliśmy, a plotki głoszą, że dzisiaj ekipa TNFa wychodzi. Jakby na gotowe...
Żeśmy przedyskutowali z dobrą godzinkę i jednak postanawiamy zejść. Tzn. Ja z Tomkiem. Jacek chce przespać jeszcze jedną noc na tej wysokości, by być lepiej zaaklimatyzowanym.
Zejdziemy, bo musimy porozmawiać z Simone. Ustalić strategię. Jak ma dalej wyglądać poręczowanie. Kto będzie wnosił liny. Myśmy ich wnieśli prawie 40 kilogramów(w tym liny wzięte od Simone). Musimy to jakoś podzielić bo się zajedziemy, tym bardziej, że odpadło dwóch naszych "zawodników"(Marek i Dziku). Zejście z 6000 m n.p.m. na 3500 m n.p.m. do Lattabo zajęło nam 4 godziny. Z czego 400 metrów z PUSZKOWNI do ABC odbyło się na tyłku. Masakra!:) Pomysł zaczęrpnięty od Dawida. Część mojego zjazdu jest na filmie, który właśnie się wgrywa. Zanim jeszcze wyszliśmy z Pieczary/C2 (6000 m n.p.m.) poprosiliśmy Michała, żeby już odpalił saunę, czyli żeby odpalił piec...
Przy zejściu, na wysokości ABC spotykamy Szymona i Dawida...ostro cisną do góry. Mają w planie dojść bezpośrednio do C1. Wieczór to sauna, kolacja, film i spanie...

19 stycznia 2014, niedziela, LII(52) dzień wyprawy
Pranie. Cały dzień pranie i sprzątanie bazy. Po obiedzie przychodzi Jacek. Ekipa TNFa dochodzi z C1 do naszej Pieczary/C2(6000 m n.p.m.), przed którą rozbijają swój namiot. Przez radio ustalamy, że wezmą naszą linę(te 100 metrów bialej 9mm wniesionej przez Jacka) i zaporęczują jutro dalszą część drogi w kierunku C3(6600 m n.p.m.).
Nie wiem, czy ostatecznie chłopaki wzięli liny z naszego depozytu czy nie. Jacek schodząc miał je dla nich przygotować. Zostawić na wierzchu, by nie było problemu z ich znalezieniem. 2 x 200 metrów zielonki, 50 m kevlaru, 80m statyka 10,5mm i 100 metrowy "sznurek do prania".

20 stycznia 2014, poniedziałek, LIII(53) dzień wyprawy
Na radiu dowiadujemy się, że Simone z Dawidem zamienili niebieska 5 mm linę, na nasza pancerną białą 9mm. Zwolnioną niebieską, zaporęczowali ten najprostszy odcinek, który my sobie darowaliśmy. Potem kontynuowali jumarowanie, aż do końca liny powieszonej przeze mnie i Tomka(właściwie to tylko przez niego, ja tylko siedziałem i asekurowałem). Powiedzieli, że zaporęczowali, aż do 6400 m n.p.m. co oznacza, że albo wzięli liny z depozytu, albo swoje z bazy. Chłopy normalnie jak maszyny, bo po wszystkim byli w bazie na obiedzie.
Trzeba przyznać, nie ma co ukrywać. Tempo naprawdę szybkie! Po kolacji Tomek poszedł ustalić zasady dalszej wspinaczki. Czyli co, gdzie, kto i jak. Podusmowanie jest takie, że: Od dzisiaj działamy wspólnie. Tzn. do tej pory, cały czas sobie pomagaliśmy we wszystkim w czym tylko mogliśmy. Z reszta Szymon to "klasa sama w sobie". Człowiek mega uczciwy i w porządku. Życzliwy i pomocny. Choćby bili bądź dobrze płacili to ani jednego złego słowa o nim napisać nie można. Razem będziemy zdobywać Nange. W jednym dniu wyjdziemy na atak szczytowy.

W ramach restu włączylismy film o zdobywaniu Nangi przez Messnera w 1970 roku. Niemcy jak zrobią film to nie ma mocnych. Styropianowy śnieg, obozy w studiu, miniaturki Nangi...no nic...przynajmniej powiększyliśmy wiedze o pierwszym zdobywcy korony Himalajów i Karakorum. W związku z tym, że skonczyliśmy o 1 w nocy, a film oglądali razem z nami nasi kucharze to "zamówiliśmy" śniadanie w południe.

21 stycznia 2014, wtorek, LIV(54) dzień wyprawy
Śniadanie miało być o 12stej, ale godzinę wcześniej przyszedł kucharz ekipy TNFa z zaproszeniem na kolacje. Tym samym zostaliśmy zbudzeni. Dzisiaj jest pierwszy dzień niepogody. Ma sypać przez kolejne 3 dni i to od rana do wieczora. Tylko dzisiaj w samej bazie spadły 4 centymetry śniegu. Jest to dopiero 3 śnieg w Lattabo odkąd tu jesteśmy. Cała Góra od podstawy biała. Chcieliśmy montować film, przygotować zdjęcia do wysyłki i napisać relację, ale z niepogodą wiążą się rozładowane komputery, które w czasie tych czynności pochłaniają ogromne ilości energii. No nic. Do samego wyjścia w gości niewiele przez cały dzień zrobiliśmy. Tylko graliśmy w karty, w "bazar" z naszymi kucharzami.
A wieczorem....wieczorem...kolacja potwierdzająca naszą współpracę w celu osiągnięcia 8126 m n.p.m. W jej trakcie dzwonimy do Marka by dowiedzieć się, że w samo południe został ojcem. Na świat przyszedł kolejny członek ekipy JFA NANGA DREAM - Patryk Ali Klonowski. Atmosfera w trakcie poczęstunku - jak to u Szymka. Luźna, wesoła i otwarta. SZYMEK RÓWNY GOŚĆ:)...to będzie puenta tej wyprawy:)
Tomek ponad obozem 2
Tomek ponad obozem 2
22 stycznia 2014, środa, LV(55) dzień wyprawy
Tomek pilnuje żeby śpiwór był cały czas ciepły - od środka oczywiście:)
Jacek dorwał się do igły i nitki, więc ceruje wszystko co porwane.
Michał montuje film i obrabia zdjęcia.
Ja od rana pale w saunie i noszę wodę, która gotuje się w dwóch wielkich aluminiowych misach i czajniku. Co się zagotuje wlewamy do 120 litrowej beczki opatulonej śpiworem RABA. Mamy jeden wielki termos. Na 17stą zaprosiliśmy Szymka z ekipą na kąpiel, bez ryzyka, ze przewieje. Pisząc to przypomniała mi się sytuacja z tego roku, gdy byłem w Tien Shanie pod Pikiem Pobiedy. W jednej z agencji na lodowcu stoi zwyczajny blaszak pełniący funkcje łazienki. Jeden z moich znajomych przewodników opowiadał jak mył się niedaleko w jednym ze strumyków na lodowcu. Gdy zobaczył to szef tej agencji zaprosił go do umycia się właśnie w blaszaku. Przewodnik mocno zaskoczony pyta: "a co jest ciepła woda"? Naczelnik odpowiedział, że "NIET, ALE WIETER NIE PIZGA"...
U nas, nie dość, ze wiatr nie hula, to dzięki temperaturze w saunie można sobie posiedzieć 10 czy 20 minut:) Jak wygląda i działa nasza sauna, będzie można obejrzeć w specjalnym wydaniu telewizji mniam mniam plus extreme. Michał wpadł na pomysł, że zrobimy jeden film o życiu w bazie. Pokażemy co gdzie jest, co i jak wygląda. Nasz domek, sauna, kuchnie i jej szefa wraz z pomocnikiem oraz okolice (Lattabo). To jednak po najbliższym powrocie z gór.
Tomek ponad obozem 2
Tomek ponad obozem 2
23 stycznia 2014, czwartek, LVI(56) dzień wyprawy
Foto, Film, Relacja. Trochę mniej pruszy. Przez chmury przebija się słońce, dzięki czemu 3A na amperomierzu pozwalaja naładować laptopy. W bazie leży prawie 20 centymetrów śniegu.
Paszka w drodze do C1A
Paszka w drodze do C1A
24 stycznia 2014, piątek, LVII(57) dzień wyprawy
Liczymy, liczymy i wychodzi, ze pod Nanga spędzimy jeszcze minimum 3 tygodnie.
Wyjście najwcześniej w niedziele lub poniedziałek (poprawa pogody). W górze co najmniej tydzień. Potem drugie tyle rdestu w bazie by wyrobić jako taką aklimatyzacje przed atakiem szczytowym. No i kolejny tydzień w wyjściu na szczyt. To wszystko oczywiście przy dobrej pogodzie. Biorąc poprawkę na nią można lekką ręką dopisać jeszcze tydzień lub dwa. Zatem 3-5 tygodni czeka nas jeszcze z dala od domu.
Lokalny pasterz
Lokalny pasterz
Trzymajcie kciuki i dziękujemy za wsparcie! Pozdrawiamy JFA!

Marek went home



nanga4 from mrufkaz on Vimeo.


So Marek went back to Ireland to train Nanga Dream support team (one is 6 and second just born)

1/14/14

update 6-2



3rd update. 12 Jan 2014
Before I start with the report just some additional info - there are some photos uploaded to http://www.portalgorski.pl/wyprawy/nanga-2014/2516-rozpoczela-sie-prawdziwa-akcja-relacja-pawla-dunaja and an extensive expedition report in polish language. All PHOTOS HERE



I will  start with some food for thought - What comes to mind when a "typical westerner" hears about Pakistan?
No doubt it would be fear, terrorists, kidnapping, etc. Definitely not a place to go for your holidays as apparently this country's every citizen is a blood thirsty terrorist.
Well...We have spent nearly 50 days in here and we have not encountered anything else but hospitality (in a real sense - long forgotten in a western culture where time=money), friendship, respect, laughter. People here earn less in a month than we in 3 days yet their moral code is far more humane and genuine than the one of a typical westerner.
One could ask a question - why is our perspective of Pakistan so different from reality? Are we being forced to think certain way? Is someone trying to make us afraid because when afraid we are easier to manipulate? I have been travelling to so called 3 world countries for over 10 yrs now and none of these countries were the way I thought they would be. Instead of a place full of thieves and "terrorists" trying to rob you - as pictured by the media left and right I have always met friendly and genuine people - so much more friendly and genuine than their European/American counterparts.
It is just a food for thought - but please think about it and make up your own mind - or even better - go to Pakistan, Iran or any other Evil axis country and have the time of your life - fantastic people, food, landscape - unspoiled by dollar or euro. These places still have moral values worth a lot more than any amount of money.




Ok - lets go back to the Expedition itself after this lengthy introduction. It is the 12th of January 2014 - nearly two weeks since the last update. A lot has happened since.

On the 1st of January Marek, Czapa and myself left BC and headed for ABC. We spend a night in there and early in the morning on the 2nd of January Marek left for C1(5100m). I followed him shortly after and half way to C1 was stopped by a small avalanche (very refreshing experience when boulders weighing 20+kgs are flying around you :) ). Tomek and I finally reached C1 around 6hours later just to find the camp empty - it turned out that Marek had so much energy that he went for C1A (5500) in one go - impressive considering it is 1500meters difference in height and nearly 9hours of climbing. On the same day Jacek, Michal and Pawel left BC and followed our footsteps.
On the 3rd of January we all (apart from Marek who was busy above 5500 meters fixing ropes) met in C1 and spend a day there resting. Temperatures were in its -30's but spirits were high as C1 consists of 2 RAB latok tents joined together - a very comfortable setup considering these were set up at 5100 on a narrow rocky ledge.


4th of January
Tomek leaves for C1A to team up with Marek and rest of us stays in C1 to wait for the bad weather to change for something more acceptable - Tomek in the meantime struggled to reach C1A which is only 400m higher - because of the winds, snow and also because he was fixing the ropes it took him most of the day to meet up with Marek.

On the next day Jacek and myself loaded with supplies for higher camps left C1 and headed for C1A. Because of the rope shortage and difficult terrain above we were told via walkie talkie to collect any rope left by Tomek the day before.
We reached C1A around 3pm - just when Tomek and Marek were coming down from 5800 where they left  deposit. Because C1A(5500) is placed on a steep slope (with some breathtaking views) there is only a place for one 2ppl tent - Marek and Tomek left for C1 and Jacek and myslef stayed for a night. It was not a pleasant one as temperatures were in its -30's with a significant wind chill factor. Additionally the sleeping bag I had to sleep in was soaked as there was no Sunshine for the last 36 hours that could dry it up.
 
Pawel and Michal in C1A at 5500m
On the 6th of January Jacek went up higher to fix some more rope, I stayed in C1A and at around 2pm welcomed Pawel and Michal who left C1 in the morning caring more supplies. At that time Marek and Tomek were already enjoying the "comforts" of BC.
After some much needed hot tea Pawel and Michal left in Jacek's direction - they were caring an additional tent and were hoping to set it up at 5800 - just before a place called Turnia Wielickiego which is a steep, technical part of the route - around 300m high to usual camp2 (6100m). Shortly after Pawel and Michal left, Jacek came down to C1A and we were preparing for another night in C1A. Around 4pm we were called via walkie talkie that because of a difficulties at 5800 with setting up a camp (ice and not enough snow) and an incoming weather change it would be better to come down. Rushing before the dawn and in the snowstorm Jacek and I  left for C1 (trust me - there is nothing more engaging and thrilling than a run down steep slopes of Nanga Parbat in a snowstorm).
that night Pawel and Michal slept in C1A, Jacek and myself in C1 and Tomek and Marek in BC.
When Jacek and I reached C1 that evening we were greeted by Simone Morro and his climibng partner David who were also spending the night in our C1 (despite what some people might think there is no unhealthy competition between JFA and Simone Morro's expedition - we share supplies, rope, tents and everything else in a hope of reaching the summit).


The morning of the 7th was January was already cloudy and we could see that it will deteriorate fast. Pawel and Michal came quickly down from C1A and together with Jacek and myself we quickly went down to BC. David and Simone stayed a bit longer but followed shortly after.

8th of January.
The whole JFA team together in BC. Spirits are high, we are all very happy to exchange stories and company after spending 7 days on the mountain. Once again mountain showed us that planning anything has a limited purpose - the mountain and the weather will decide anyway. We were hoping to establish C2(6100), maybe even C3(6600) during this outing - yet we were stopped at 5800m.

Over the next days we were enjoying each others company and resting - eating loads (thanks to Rahmat and Abdul - our cooks), playing bazaar (Pakistani card game) and editing photos and videos. We were also invited by Simone Morro for a lovely dinner during which we talked about life, travelling, helicopters and climbing. 
 
from left Dziku, Emilio, David, Pawel, Marek, Simone


The team spirits were high, everyone was preparing for the next outing and we were all discussing the upcoming days - only Marek seemed distant and withdrawn - it soon became apparent for what reasons. After a satellite phone call that he had with his partner Ida it came out that her pregnancy is fragile - despite being due in 3 weeks time she was not feeling right and had to visit the doctors frequently. It was obvious she needed help and support. Marek dropped the bombshell -
"guys - I have to leave - I am off for home in 2 days".
We knew that something like that might happen but none of us really seen that that actual possibility - maybe after reaching c3. Marek took this as a man would do - few farewell sentences, shiny eyes (6 pairs of these) and he was off to perform his duties as a father and a partner. thank you marek for a fantastic experience, for sharing the time of our lives with us.
We all feel like we lost a friend, leading climber and one of the main engines of the expedition. Take care Marek - get home safe - we miss you and we will try to accomplish our main goal - reaching the summit of Nanga Parbat. 

Marek ready to leave ... from left Pawel, house owner, cook Rahmat, Marek, cook helper Abdul, Jacek... Tomek, Dziku, Michal


11th of January.
Tomek leaves for C1 and Jacek, Michal and Pawel are waiting for his signal to follow. As for myself - I have to leave too - my work holidays are nearly over and I have to be back in Ireland in the next week or so.
Together with Marek we will be in a permanent contact with the expedition and we will keep you posted. Right now my fingers are numb - despite being in BC we still endure temperatures in its -20's. Michal is reading a book, Pawel and Jacek in their sleeping bags.
We are sending massive, warm greetings from the foot of Nanga Parbat - in the heart of northern area of Pakistan - a beautiful and friendly country - despite what media are saying about it.
Mike (Dziku).